wtorek, 9 listopada 2010

Madryt

No i w koncu wybralam sie do Madrytu. Moglam tam spedzic cale trzy dni bo wykrzystalam wolny 1 listopada, ktory akurat wypadal w niedziele. Fajnie sie zlozylo bo rodzinka postanowila pojechac juz w piatek w poludnie do babci do Tudeli. Takze juz od piatku po odprowadzeniu dziewczynek do szkoly mialam wlasciwie wolne :)
Zrobilam jeden podstawowy blad...Zalozylam, ze w calej Hiszpanii jest tak samo cieplo...Jak wyjezdzalismy (nie pojechalam oczywiscie sama tylko z moim kolega tym co jest tu na erasmusie) z Walencji o 3 nad ranem to bylismy ubrani w bluzki z dlugim rekawem a w Madrycie...mialam wrazenie ze tam niemal przymrozek lapie. Takze pierwszy dzien spedzilism chowajac sie po muzeach. Nastepne dni byly juz lepsze wiec moglism sobie pozwolic na chodzenie po parkach. Takie zwiedzanie to wykancza bardziej niz opieka nad dziecmi! Ale fajnie bylo:)
Mimo, ze Madryt jet calkiem ladnym miastem to jednak wole moja Walencje. Nie ma to jak palmy, morze i slonce...

nawet w Madrycie znalezlismy jakis polski akcent :)
a teraz zamknijmy oczy i wyobrazmy sobie, ze tak wyglada nasz warszwski centralny...



mniej wiecej w ten sposb wygladaly kolejki do muzeow (ze nie bylo - ta kolejka ciagnie sie jeszcze jakies 500m i zakreca w strne wejscia...). Mas o menos 1-1.5 czekania.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz